Horror w 25.
Grudzień 2007 rok. Częstochowa ul. Bohaterów Katynia, blok nr. 25.
Pewnie będzie wam w to trudno uwierzyć, ale to wydarzyło się na prawdę. Było nas około 10 osób, szykowaliśmy się na Sylwestra, wszystko się ułożyło, mieliśmy już to czego potrzebowaliśmy i postanowiliśmy iść do naszej kanciapy. Znajdowała się w bloku nr. 25 na strychu, gdzie kiedyś powiesiła się dziewczynka, zawsze tam siedzieliśmy i nie wiedzieliśmy że takie coś mogło się tam stać, to był nasz najgorszy wieczór.
Siedzieliśmy na ławce z kumplami, czekaliśmy na dziewczyny. Jeden mówi : "one dzisiaj już nie przyjdą chodźmy do kanciapy" wszyscy się zgodzili. Jedziemy windą na 10 piętro i idziemy na strych. Nie działało żadne światło na piętrze ani na strychu. Kumpel włączył latarkę (w telefonie) i idziemy. Wchodzimy, i on poświecił nam na podłogę... a tam kałuża krwi, gdy zobaczyliśmy co jest nad nią mało co nie straciłem przytomności...
Widzieli to wszyscy tam obecni... sypały się słowa takie jak "Ja pierdolę! Kurwa ! Jasny chuj! What the fuck ?!" oraz krzyki. nie minęło 5 sekund a wszyscy zaczęli uciekać. Biegnę zaraz za kolegą na 3 piętrze "znikł" nie zwracałem na to zbytniej uwagi, dla mnie wtedy wszystko było możliwe. Wybiegamy z klatki a on siedzi na ławce i się trzęsie. Siedliśmy obok niego wystraszeni. powiedziałem " Wy też to widzieliście ? Te 'lalkę' ? on tam wisiała cała we krwi, miała taki sam kolor włosów jak ta..."
- "zamknij mordę"
przerwał mi kolega.
Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę i nagle usłyszeliśmy syrenę policji, wszyscy się rozbiegli. Mieliśmy się spotkać na 'tej' ławce za kwadrans. Po 15 minutach byli wszyscy, postanowiliśmy dla 'hardkoru' wejść tam jeszcze raz i zdjąć te lalkę, tak jak przedtem wszyscy zaczęli przeklinać i krzyczeć, ponieważ nikogo tam nie było a 'ta lalka' leżała na ziemi w tej plamie krwi. Uciekliśmy do windy, wezwaliśmy ją i modliliśmy się o to aby nic nam się nie stało. Winda przyjechała, wszyscy uradowani, a tu nagle ona zjeżdża nie zaczekała nawet sekundy! zbiegliśmy na dół i znowu usiedliśmy na ławce. minęło 30 minut i ja z dwoma kolegami wróciliśmy tam. Stało dwóch naszych dzielnicowych, daliśmy nogi za pas, a oni złapali jednego, po pięciu minutach jednak do nas dołączył. Siedzieliśmy na ławce a ta lalka 'wyglądała' przez okno z 10 piętra. gdy wszyscy już nie mogli wytrzymać odwrócili się, lecz gdy tam spojrzałem, tej lalki już nie było, ona leciała z dach na ziemię. Podbiegliśmy a ona 'znikła' tak po prostu.
Nigdy więcej już tam nie wchodziliśmy. Moje i ich znajomości zapadły się po jeszcze jednym 'innym' wybryku o którym kiedyś wam opowiem...
Offline